
Boję się już nawet myśleć
każda myśl jak
kolka nerkowa
nie do zniesienia
Wolę nie pamiętać
wspomnienia atakują
jak zawsze
z tak nadludzką siłą
Pozbawiony złudzeń
wznoszę toast
za siebie
dziś już ostatni raz
Nie tu mnie Bóg narodził
nie na tej ziemi
nie w tym świecie
nie jako człowiek
Nie nadaję się na życie
tysiące masek
minus milion siebie
tnij Atropos
***** ***
Skradziono Ci wybór
zabrano czarną parasolkę
Założono maskę
Ustawiono do szeregu
w pięćdziesiątym drugim rzędzie
Wystąpiłaś
Mówisz że się już nie boisz
Idziesz ulicami krzyczysz
o kobiecości o wolności
Wiesz że usłyszą
Bez tytułu
Lubiła siedzieć na drzewie
I zaglądać ludziom do okien
Patrzyła jak gotuje się zupę na parterze
I pali papierosa na drugim piętrze
Z gałęzi wszystko wyglądało niebanalnie
Inaczej toczyło się życie w cudzych oknach
Inna wydawała się być przestrzeń a szary blok zdawał się być domkiem
na sąsiednim drzewie
Gdyby jeszcze choć kątem oka dostrzec
Jakie cuda dzieją się na czwartym piętrze
Krok za krokiem
Gałąź po gałęzi
Gdyby tylko ta noga stanęła pewnie
Gdyby ręka złapała konar niżej
Gdyby nie ten murek
Gdyby pokonała grawitację
„Zagrajmy w sny”
Zagrajmy w sny
Wyśnij siebie
całą na biało
bez grzechu i bez sukienki
Stań przede mną naga
i pozbawiona skromności
Upuść jednostkę krwi
która dusi me ciało
Bądź boginią która miłuje
Bądź cudem podświadomości
Bądź jawą w moim śnie
Jutro twój ruch
a więc moja kolej
Stary zegar
Odkąd pamiętam
stary zegar z zepsutą kukułką
nie wybija godziny
wahadło drga
lecz nie napędza wskazówek
Dziadek zawsze mówił
że niedługo wyrzuci stary zegar
nie zdążył
Wczoraj kukułka dała znak
i znikając zatrzasnęła
za sobą gałązki
Kukułcze prima aprillis
przypada w grudniu
Jaśkowa
Zawsze z troską spoglądała na róże w ogrodzie
podlewane deszczówką z sekretną domieszką łez
Pod jej oknem trzy zwyczajne krzewy
mówiła o nich jak o swoich dzieciach
które gdzieś w niebie gdzieś w świecie gdzieś
Dzisiaj przypomniała o sobie we śnie
zerwane róże przykładała do serca
Obudził mnie telefon
Umarła
Pozwól Boże
Pozwól Boże wcielić się w brzozę
samotnie stojącą na skarpie
lub w mrówkę zgubioną w tłumie
Niech będę nieodkrytym żyjątkiem
skrytym pod liściem bluszczyku
lub sową cichutko pohukującą wśród sosen
Nie byłem chyba jeszcze kamieniem
przez wieki zaklętym w milczeniu
ani obłokiem sunącym po niebie
Wcielenie w człowieka nie jest
wcale końcem podróży
jest więzieniem w którym każdy
dzień to walka z ograniczeniem
a każdy sen to pocałunek wolności
Dusza uwięziona na ludzkie zawsze
odżyje dopiero po ludzkiej śmierci
„Trzęsienie”
Trzęsienie
Stał dom ponad wiek i dwie dekady,
czwarte pokolenie miało dorastać
wśród tych samych ścian,
jednakowych obrazów i mebli.
Tworzyła się historia.
Nowa napisana w dwie minuty.
Zatrzęsło rutyną architektury,
okna wypłakały szklane łzy.
Grawitacja pokonała dach,
sufit podłogę,
przyroda człowieka.
Natura zadrwiła ukazując władzę.
Nadal uważasz, że jesteś panem
swojego losu?
Możesz odejść.
Dzisiaj daruję ci życie.
„Ta sama łza”
Ta sama łza
Czy ta kropla
spadająca z wodospadem
widziała już Niagarę?
A może przed minutą
czmychnęła z niewielkiej chmury
i dopiero uczy się obiegu wody?
Czy ta komórka w moim oku
przeglądała się w lustrze?
Czy może namnożona przed sekundą
dopiero zaczyna pełnić swoiste funkcje?
Czy ta kobieta za każdym razem
płacze innymi łzami?
Czy może łza stworzona
na wcześniejszy szloch
nie zdążyła spłynąć po policzku
i wytrącona stukotem w drzwi
czeka